Strona główna » Trzeba utrudniać sobie życie…
STYL ŻYCIA

Trzeba utrudniać sobie życie…

Coraz wyżej stawia poprzeczkę, by poznać granicę swoich możliwości. Ale wciąż jeszcze jej nie osiągnął. Jak sam mówi, w sporcie najważniejsze, oprócz dobrego fizycznego przygotowania, jest pozytywne nastawienie. Łukasz Kuźma nigdy dotąd nie zwątpił, że uda mu się osiągnąć wyznaczony cel i rzeczywiście jeszcze nie odniósł porażki.

33-letni Łukasz Kuźma z Brzezinki w gminie Andrychów w maju tego roku “zaliczył” górski bieg ultra na dystansie 73 kilometrów. Nie byłoby w tym może nic szczególnie niezwykłego, gdyby nie choroba mężczyzny. Jak jednak twierdzi sam zawodnik, choć jego ciało chwilami zdawało się być już u kresu wytrzymałości, mózg był nastawiony na to, by dobiec do celu. I tak też się stało. 

Decyzja na szpitalnym łóżku

 Łukasz Kuźma zaczął biegać niepełna 3 lata temu, po tym, gdy dowiedział się, że… cierpi na cukrzycę. Wcześniej nie uprawiał żadnych sportów, czasem tylko ćwiczył w siłowni. Ponieważ zawodowo zajmował się wycinką drzew metodą alpinistyczną, aktywny wypoczynek zupełnie go nie pociągał. Wysiłku miał wystraczająco dużo w pracy.

 Pierwsze objawy jego choroby były niepozorne. Mężczyzna często czuł się osłabiony i ciągle chciało mu się pić. Ale bagatelizował te symptomy, przypisując je pogodzie. Dni były bardzo ciepłe, a nawet gorące, toteż pragnienie i zmęczenie podczas pracy fizycznej nie wydawały mu się niczym niepokojącym. Objawy jednak coraz bardziej się nasilały, aż w końcu Łukasz Kuźma doszedł do etapu, kiedy nie miał już siły, by wstać z łóżka. Trafił do szpitala, gdzie wyszło na jaw, że poziom cukru w jego krwi jest drastycznie przekroczony.

– Jeszcze na łóżku szpitalnym zacząłem się zastanawiać, co będę robił po powrocie do domu. Wiedziałem już, że nie będę mógł wrócić do wykonywanego zawodu, a chciałem być aktywny fizycznie. Wtedy pomyślałem o bieganiu. Napisałem do chłopaka, który organizował biegi z przeszkodami, aby dowiedzieć się, czy ludzie z cukrzycą mogą uprawiać taki sport. On mi odpowiedział, że jak najbardziej – wspomina Łukasz Kuźma. Dla osób chorych na cukrzycę ruch jest wskazany, ponieważ powoduje zużycie glukozy znajdującej się w się w organizmie, co wpływa również na jej poziom we krwi. Ale powinni zachować umiar w każdej aktywności fizycznej, której się podejmą. Jednak Łukasz, gdy już zaczął biegać, stawiał przed sobą coraz to większe wyzwania…

O umiarze zapomniał

 Po dość krótkiej fazie biegów rekreacyjnych, takich typowo dla zdrowia, mężczyzna postanowił wziąć udział w pierwszych zawodach. W październiku 2018 roku wystartował w Runmageddonie na Kocierzu – górskim biegu z przeszkodami na dystansie 6 kilometrów. Potem stopniowo podnosił sobie poprzeczkę, aż zdecydował się na start w maratonie. Oczywiście górskimi szlakami, bowiem Łukasz Kuźma szybko odkrył, że bieganie po bieżni czy asfaltowych drogach jest dla niego zbyt łatwe, wręcz nudne. Toteż maraton, który wybrał, nie mógł zaliczać się do takiej kategorii. 33-latek zdecydował się na Bieg Zbója po górskich szlakach w Beskidach. 42-kilometrową trasę pokonał w 6,5 godz.

Nie jest to może oszałamiający wynik, ale Łukaszowi nie zależy na biciu rekordów ani nawet nie może sobie na to pozwolić w swojej sytuacji zdrowotnej. W trakcie biegu musi cały czas uważać, aby poziom glukozy we krwi nie opadł za bardzo, o co łatwo jest w czasie intensywnego wysiłku fizycznego. – Trzeba tak dobrze znać swój organizm, żeby wiedzieć, kiedy się zatrzymać i zejść cukierek. I na ile słodkości można sobie pozwolić. Bo kiedy poziom cukru jest za wysoki, też nie da się biegać. Człowiek staje się osłabiony i senny, mięśnie nie pracują jak należy – mówi Łukasz Kuźma.

W poszukiwaniu granicy wytrzymałości

Ostatnio mężczyzna zakupił sobie aplikację do pomiaru cukru, z sensorem umieszczanym na ciele. Dzięki niej w trakcie treningu czy zawodów cały czas może mieć pod kontrolą stężenie glukozy. Wypróbował ją w najdłuższym jak dotąd biegu górskim, w którym wziął udział. W tegorocznym Beskidzkim Toporze, który odbył się w maju tego roku, 33-latek wybrał dystans 73 kilometrów!

– Kilka dni przed tym wydarzeniem miałem poważne obawy, jak zniosę tak kolosalny wysiłek. Czytałam, że to straszne obciążenie dla organizmu i wielu nie daje rady, wysiada już w połowie. Ale na dzień przed biegiem zupełnie się uspokoiłem. A gdy już wystartowałem, starałem się po prostu robić to, co sobie założyłem. Bo miałem plan, że od samego początku nie będę zbytnio cisnął, aby oszczędzać siły. I w trakcie biegu nie zdarzały mi się chwile zwątpienia, w którch bałbym się, że go nie ukończę. Organizm chwilami już się buntował, ale głowa była nastawiona na sukces – wyjawia Łukasz Kuźma. Tuż po zakończeniu biegu czuł tylko euforię. Wyczerpanie dało o sobie znać dopiero w dwa dni później, gdy poziom adrenaliny wrócił już do normy. Dystans 73 kilometrów ultramaratończyk z Brzezinki pokonał w niespełna 11 godzin.

Łukasz zaplanował już kolejne starty. W sierpniu chce zmierzyć się z biegiem jeszcze bardziej wymagającym niż ten ostatni. Wprawdzie na krótszym, bo „zaledwie” 60-kilometrowym dystansie, ale w trudniejszym terenie. – Limit czasu jest mniejszy, a góry są wyższe – podkreśla ultramaratończyk. A za rok, w kolejnym Beskidzkim Toporze zamierza pokonać najdłuższy dystans tej imprezy – 104 kilometry! – Takie podnoszenie poprzeczki bardzo mnie kręci. Ciągle jeszcze szukam kresu swej wytrzymałości. Wydawało mi się, że osiągnąłem go przed tygodniem, ale chyba tak nie było – wyznaje Łukasz Kuźma, którego motto brzmi: „Trzeba utrudniać sobie życie. Nie może być za łatwo”…

Foto: z archiwum Łukasza Kuźmy

Redakcja

Dodaj komentarz

Kliknij aby dodać komentarz